Tego ranka rozgrzewka przy drążku będzie taka sama, jaką robi każda baletnica, niezależnie od tego, czy jest uczennicą w Moskwie, czy siedmiolatką na pierwszej lekcji baletu w Detroit. Powolna i podzielona na części, doskonale zaplanowana, aż zaprowadzi mnie na środek, gdzie zatańczę swobodnie i bez drążka, a każdy ruch będzie niedoskonałą wersją tego, co pokażę podczas wieczornych solówek.
Zaczynam od plies, coraz głębiej uginam kolana, co rozgrzewa mięśnie nóg, jednocześnie dając niezbędne podparcie. Przechodzę do kolejnych ruchów nóg, zataczając ronds de jambe i zginając je w fondu, stopniowo rozciągając biodra i kolana. Kończę na port de bras, robiąc skłony tułowia do przodu i na boki.
Przechodzę na środek sali, gdzie jedno ćwiczenie aerobowe gładko przechodzi w następne, już bez ograniczeń narzucanych przez drążek. Wiem, że każde wdzięczne glissade – gdy skaczę w pierwszej pozycji z trzepotaniem stóp, kończąc pozycją piątą – wywodzi się z powolnego ruchu nogą, gdy odrywam stopę od podłogi, co z kolei wychodzi od battement tendu, pojedynczego, wyprostowanego palca u stóp, rozciągniętego, gdy dotykam podłogi.
Trzeba wiedzieć, jak własnym ciałem ozdobić każdą postać i każdą historię. (…) Sposób, w jaki trzeba trzymać tułów, pozycja głowy i ruchy ramion mogą różnić się od tego, co poznaję na zajęciach. Różnica między doskonałym technicznie wykonawcą a solistą czy pierwszym tancerzem polega na udoskonaleniu właśnie ozdobników wykonania, aby jak najlepiej opowiedzieć daną historię. Bez tego nie można zostać baleriną – pozostaje się jedną z wielu tancerek. Nieważne, ile ma się lat ani jak długo tańczy – zawodowi tancerze baletowi wiedzą, że by utrzymać siłę i czyste pozycje, zasadnicze w pracy tancerza, trzeba codziennie powtarzać podstawowe kroki.
Pozycja pierwsza: pięty razem, czubki palców skierowane na zewnątrz w przeciwne strony.
Pozycja druga: to samo, ale z nogami rozstawionymi tak, by między pięty można było wsunąć długość stopy.
Pozycja trzecia: pięta jednej stopy, wkręconej na zewnątrz, dotyka środka druga.
Pozycja czwarta: jedna stopa wykręcona przed drugą, dzieli je długość stopy.
Pozycja piąta: jedna stopa skrzyżowana równolegle przed drugą, jak znak „równa się”.
Chodzenie en pointe, w baletkach ze wzmocnionymi czubkami, pozwalających balerinie tańczyć na koniuszkach palców, to rytuał przejścia, inicjacja dla młodych balerin. Później dowiedziałam się, że większość początkujących tancerek wręcz błaga nauczycieli przez lata, by pozwolili im choćby przymierzyć point. Kiedy już dostaną pierwszą parę, przez kilka lat powtarzają proste ćwiczenia, aby przyzwyczaić się do nowych ruchów i upewnić się, że mają stopy wystarczająco silne, by wytrzymały bardziej skomplikowane kroki: fouettes, pirouettes, renverses. Zbyt szybkie działanie jest niebezpieczne. Tancerze, którzy nie są gotowi, mogą sobie poważnie uszkodzić stopy, co na lata pogorszy jakość ich występów i technikę, a właściwie zakończy ich karierę, zanim się ona na dobre rozpocznie.
Wielu tancerzy ma giętkie ciało i łatwość występowania, lecz gdy stają na scenie, brakuje im „tego czegoś”, tej iskry bożej, która sprawia, że ich występ zapada widzom w pamięć.
W balecie każdy krok składa się z miliona ruchów. Głowa musi być w odpowiedniej pozycji, ciało wyprostowane, stopy właściwie obrócone. Trzeba ogromnej precyzji, by wszystko zgrać. Jednak dla mnie balet zawsze był czymś więcej niż zbiorem zaleceń dotyczących techniki. Były przyjemnością.
Ciało tancerki jest instrumentem, na którym gra, krosnem, na którym tka magię. Jednak my zbieramy nasze ciała tam, gdzie nigdy nie trafiłyby w sposób naturalny. Kazałyśmy im fruwać, tańczyć na czubkach palców, wirować jak derwisz. Poddawałyśmy je niewiarygodnym obciążeniom. I czasami się potykałyśmy. Lub łamałyśmy.